poniedziałek, 10 czerwca 2019

Nie rób drugiemu, co Tobie niemiłe

To powiedzenie nie znajduje odzwierciedlenia, a przynajmniej nie znajduje go w świecie polskiego scrapbookingu. Wyobraźcie sobie sytuację, w której pewien producent bardzo walczy o uczciwą konkurencję, głośno potępia kupowanie podróbek, walczy, jak może, z kopiowaniem wzorów, a potem... wypuszcza na krajowy rynek kolekcję, która wygląda, jak połączenie dwóch chodliwych kolekcji innych marek. Do tego wykorzystuje również elementy, czy może wręcz "znaki rozpoznawcze" stosowane przez te marki. No i powiela paletę kolorystyczną tego, co najlepiej sprzedaje się na rynku.

Nie wiem, jak u Was, ale mnie tu coś zgrzyta. Ktoś, kto tak dużo i głośno mówi o uczciwości, postępuje moim zdaniem trochę nie w porządku. Żeby zrobiło się nieco lepiej w tym naszym bagienku pełnym plagiatów, kradzieży i kombinatorstwa, nie możemy pozwalać sobie na podwójną moralność. Dlaczego to, że ktoś kradnie mi, jest złe, a to, że ja ukradnę komuś, już jest dobre? To tak nie działa! Nie powinno tak działać...

wtorek, 14 maja 2019

Jedna baba drugiej babie... czyli jak się w Polsce konkuruje na rynku scrapowym

Sprawa sprzed kilku tygodni, bardzo głośna, godząca w poczucie sprawiedliwości mnóstwa osób z branży: producentów, sprzedawców, klientów. Jest coś dobrego w całej sytuacji: scrapowa społeczność się zsolidaryzowała, nie boimy się mówić o przekrętach i nieuczciwej konkurencji, cała sprawa obróciła się przeciwko winowajcy, bo okazało się, że w przysłowiu: "Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada" jest ziarno prawdy, a może i nieco więcej. Niestety, finał sprawy to nie same superlatywy. Zgodnie z przewidywaniami, po kilku dniach sprawa ucichła, a kozioł-wcale-nie-ofiarny (jeśli wiecie, co mam na myśli...) nadal ma ponad 2 tysiące fanów na Facebooku i codzienną aktywność w grupie inspiracyjnej. Przeleciałam wzrokiem jakieś 20 ostatnich wpisów i z ulgą stwierdzam, że nie ma tam żadnej mojej znajomej. Natomiast inna "gwiazda polskiego scrapbookingu" zaczęła oznaczać i reklamować tego wątpliwej moralności producenta w swoich wpisach - cóż, czyżby dwie "odrzucone" przez uczciwych połączyły siły...? Mam nadzieję, że nic im to nie da.

Rzeczy z papieru - bo to tej marki sprawa dotyczy, przez długi czas pozostawały dla mnie marką nieodkrytą, miałam do niej stosunek obojętny. Od lat mam swoich ulubionych producentów baz, z których oferty korzystam i nie czułam potrzeby zmiany. Teraz jednak, pełna buntu wobec tego, co dzieje się na rodzimym rynku, sięgam przede wszystkim po rzeczy tej marki. Czuję, że w pewien sposób jestem jej winna tę solidarność, wszyscy jesteśmy. A poza tym, to naprawdę świetne bazy, więc myślę, że obie strony na tym skorzystają :-)

Nieuczciwa konkurencja to, według definicji podręcznikowych, "[...]wprowadzające w błąd oznaczenie przedsiębiorstwa, fałszywe lub oszukańcze oznaczenie pochodzenia geograficznego towarów albo usług, wprowadzające w błąd oznaczenie towarów lub usług[...]". Nie ulega wątpliwości, że wykupienie domeny z nazwą marki i przekierowywanie z niej klientów na stronę innego producenta wspaniale wpisuje się w tę definicję. W mojej głowie nie mieści się, jak można zagarniać całą czyjąś pracę, renomę, pozycję i przekierować sukces na siebie... Naiwna jestem sądząc, że każdy postąpiłby tak, jak ja postąpiłam w zbliżonej sytuacji. Kiedyś pracowałam w firmie zajmującej się... szeroko pojmowanym marketingiem. Nie wszystkie działania prowadzone przez firmę były moralnie czyste. Początkowo, jako nowy pracownik, byłam trzymana z daleka od tych bardziej pokrętnych i trochę naciąganych strategii. Ale dość szybko okazało się, że radzę sobie świetnie, osiągam najlepsze wyniki z całego zespołu i grzechem byłoby nie wykorzystać mojego talentu. Odmówiłam już przy pierwszej próbie wciągnięcia mnie w coś, co kłóciło się z moim sumieniem. Nie było dla mnie istotne, czy spotkam się z konsekwencjami w postaci wymówienia umowy o pracę lub obcięcia premii, która tak naprawdę stanowiła 75% moich zarobków. Liczyło się tylko to, by pozostać sobą, taką sobą, której nie mam nic do zarzucenia. Szkoda, że nie wszyscy zostali wychowani w ten sposób, o ileż świat byłby wówczas piękniejszy i prostszy...

Wracając do tematu - środowisko zareagowało (w mojej ocenie) perfekcyjnie. To dość pokrzepiające, że nieuczciwe zagrania konkurencji zostały odebrane tak, jak powinny. Wiele sklepów i jeszcze więcej kupujących odwróciło się od marki budującej swoją pozycję wyłącznie za pomocą sprytu, przebiegłości i zimnej kalkulacji. Tak jednak, jak wspomniałam na początku, sprawa przygasła przytłoczona codziennością i różnymi innymi aferami. Ja jednak wciąż zastanawiam się, czy istnieje jakiś sposób, by na stałe "naznaczyć" nieuczciwą markę? Tak, aby ci, którzy dopiero rozpoczną przygodę ze scrapbookingiem lub ci, którzy nie są na bieżąco z brudami z naszego świata wiedzieli, kogo nie należy wspierać? Wiem, że padały różne propozycje, takie jak wykluczenie marki ze zlotów i wydarzeń branżowych czy "zmowa" właścicieli sklepów scrapbookingowych. Ale czy są to działania, które rzeczywiście mogą na stałe wyryć w świadomości społeczności rękodzielników, że ten producent nie działa uczciwie? Ja z całą pewnością nigdy już nie sięgnę po bazy tej marki, ale ile jest takich osób? Co z całą resztą?

Ktoś może pomyśleć teraz, że jestem osobą wyjątkowo zawistną i lubię się mścić. Tak naprawdę chodzi mi o coś innego niż satysfakcja czerpana z zemsty, z obserwowania czyjegoś upadku. Najbardziej w tym wszystkim boli mnie i przeraża fakt, że tamta marka w ogóle nie odniosła się do całej sprawy. Nie było skruchy, przeprosin, wyjaśnień. Była wyłącznie reakcja polegająca na usunięciu domeny z przekierowaniem. I tyle. To działanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że producent działa bez skrupułów, na chłodno i w d... w tyle ma całą tę sytuację, z całym jej moralnym wymiarem.

niedziela, 12 maja 2019

Dlaczego, czyli o pomyśle na blog. Oraz o Chińczyku i podrobionych wykrojnikach.

Dlaczego tu jestem? Od lat obserwuję, co dzieje się na rodzimym rynku scrapbookingowym. Jest wiele rzeczy, które mnie bolą, zniechęcają, smucą, wściekają. Wiele jest też takich, które mnie zachwycają, motywują do działania, sprawiają, że świat staje się piękniejszy. Wszystkie wspomniane dobre i złe rzeczy dzieją się niejako nie na blacie stołu, lecz gdzieś obok. Nie sam proces twórczy może być dobry czy zły, a relacje międzyludzkie, sytuacja ekonomiczna, dostęp do materiałów, możliwość promocji własnego rękodzieła - wszystko to, co wpływa na nasz nastrój, postrzeganie branży, chęć tworzenia. Każdy z nas - w mniejszym bądź większym stopniu - kształtuje ten rynek, czy tego chcemy, czy nie. Ze względu na wysoką kulturę osobistą oraz przekonanie, że całego świata zbawić się nie da, zwykle zatrzymuję wnioski dla siebie, ewentualnie dzielę się nimi z zaprzyjaźnionymi scraperkami. Ale sytuacja jest coraz bardziej przytłaczająca, afery zdarzają się coraz częściej, spory są coraz bardziej zaognione, a sklepy, w których od lat robię zakupy, zamykają się jeden po drugim. Nie chcę, żeby mi się "ulało" na którejś z grup, a tym bardziej na moim własnym profilu, blogu firmowym, czy w miejscu, w którym lepiej jadu nie upuszczać, dla własnego dobra i dla dobra obecnych tam osób. Wczoraj, przy kolejnej aferce, uznałam, że potrzebne jest mi takie miejsce. Wirtualny pokój terapeutyczny, który pozwoli mi prać wszystkie brudy, oceniać sytuację, zapisywać myśli i uzewnętrzniać się bez strachu, że ktoś oceni mnie jako "starą wyjadaczkę" co to nowych twórców nie szanuje, dinozaura, który się mądrzy i zadziera nosa. No, to zaczynamy...

Pierwszy wpis będzie w pewnym stopniu analizą tekstu źródłowego. Nie podam jednak ani adresu bloga, ani profilu autorki owego wpisu, ponieważ nie widzę sensu dalszego puszczania w świat treści niesprawiedliwych dla uczciwych polskich producentów, godzących w Ich dobre imię. Otóż pojawił się na blogu jednej z rękodzielniczek wpis porównujący oryginalny wykrojnik polskiego producenta i podróbę sprzedawaną na chińskim portalu Aliexpress. Jaki był cel owego wpisu? Nie mam pojęcia. Wczytując się w komentarze, odniosłam wrażenie, że sama autorka również tego nie wie. Teoretycznie mógł to być przyczynek do dalszych rozważań na temat okradania polskich (i nie tylko) producentów przez zaradne scraperki - we współudziale sprawnych chińskich producentów podróbek. Wszak wpis zawiera tytuł będący pytaniem wymierzonym w... próżnię? Wpis zaczyna się bowiem od słów: "Okradam... czy korzystam z okazji?". Niestety, poza samym postawionym pytaniem, autorka wpisu ani nie stara się sama odpowiedzieć na nie, ani nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś może udzielić na nie odpowiedzi, która niekoniecznie ją zadowala. 

Postawmy sprawę jasno: kupowanie taniego wykrojnika, który jest zerżnięty od innego producenta jest okradaniem twórcy. Pośrednio, bo pośrednio, ale to kradzież. Dlaczego? Zastanówmy się, co dzieje się w chwili, gdy znany i lubiany wzór trafia na chiński rynek. Ponieważ produkt jest tani, wycina zwykle dość dobrze (poza kilkoma wpadkami projektowymi czy jakościowymi, wykrojniki z Aliexpress są oceniane jako przedmioty o dobrej jakości, należycie spełniające swoją rolę), jest dostępny w dużych ilościach, a do tego zwykle promowany pięknymi zdjęciami ślicznych prac (bo, niestety, nie wszyscy wiedzą, że zdjęcia są kradzione, a użyte na pracach wykrojniki to te oryginalne, a nie podróbki), znajduje się sporo chętnych na zakup. Jeśli X Polek nabędzie podrobiony wykrojnik u Chińczyka, taka sama liczba Polek nie kupi go u polskiego producenta lub dystrybutora. Cierpi na tym mnóstwo osób, to jak łańcuch pokarmowy, zobaczcie:

1) autor wzoru - czuje się bezsilny wobec kradzieży wielu godzin jego pracy, zawłaszczenia efektów jego talentu i pomysłowości. Co z tego, że ktoś wymyślił i stworzył, skoro teraz Chińczyk może sobie z tym zrobić co chce, poprzerabiać po swojemu, nierzadko coś zepsuć... Za chwilę nikt nie wie, kto jest autorem oryginalnego pomysłu. Mamy tu ogromną krzywdę moralną, kradzież własności intelektualnej, pojawia się bariera twórcza hamująca kreatywność autora;
2) producent - ten traci bodaj najwięcej, wyłożył bowiem pieniądze na stworzenie wzoru wykrojnika oraz na samą jego produkcję, a potem zostaje sam z górą oryginalnych wykrojników, które... na Aliexpress sprzedają się jak świeże bułeczki. Kupiec w polskim sklepie powie: "Piękny, ale drogi, na Ali kupię ten sam za 1/4 ceny i jeszcze przesyłkę mam darmową!". A ponieważ sklepy z materiałami do scrapbookingu potrafią już wczuć się w rolę klienta, również nie ściągną wykrojników od producenta do swojego sklepu, bo wiedzą, że wykrojnik będzie leżeć na półkach...
3) sprzedawca - właściciel sklepu scrapbookingowego też pływa w tej sytuacji w szambie po uszy, zwłaszcza w sytuacji, gdy kopia na chińskim portalu pojawia się jakiś czas po wprowadzeniu do sprzedaży oryginalnego wykrojnika. Wyobraźmy sobie wcale nie rzadką sytuację, w której sprzedawca wprowadza do sklepu świetny wykrojnik. Ze względu na ograniczony budżet bierze na początek skromną liczbę sztuk, dajmy na to 10. Okazuje się jednak, że wykrojnik zyskał sympatię scraperek, każdy chce go mieć! Towar wyprzedaje się w mgnieniu oka, a sprzedawca zostaje zasypany pytaniami o kolejną dostawę. Domawia więc wykrojników 30, albo i 50, bo wie, że inwestycja w towar się zwróci. Niestety, zanim zamówienie dotrze do sklepu, wzór pojawia się już u Chińczyka i 40 z 50 chętnych osób robi tanie zakupy w Chinach. Sprzedawca zostaje z zamrożoną gotówką i górą wykrojników, które będą mieć szansę sprzedać się wyłącznie przy dużej promocji, takiej, która co najwyżej zwróci koszty zakupu, ale nie wygeneruje zysku - zysku niezbędnego do utrzymania firmy, ale i sprowadzania kolejnych produktów, inwestowania w towar...
4) klient - ten uczciwy, nie kupujący podróbek. Gdy sprzedawca i producent nie będą mieli środków na utrzymanie firmy i jej rozwój, polski klient zostanie z niczym. Będzie musiał albo sprowadzać produkty z zagranicznych sklepów, co będzie kosztowne m.in. ze względu na koszty transportu, opłaty celne itd., albo ... kupować podrobione wykrojniki w Chinach. Ten sam klient, jeśli sprzedaje rękodzieło, będzie pokrzywdzony podwójnie. Chcąc pozostać moralnie czystym i uczciwym, będzie sprzedawać swoje prace za cenę uwzględniającą m.in. inwestycję w sprzęt i materiały do pracy. Jego klient nie zawsze będzie to rozumieć i mając do wyboru kartkę za 30 zł, wykonaną z oryginalnych produktów oraz zbliżoną stylem i jakością pracę za 10 zł, wybierze tę drugą.

Podsumowując: kupno podrobionego wykrojnika w chińskim portalu może się wydawać nic nie znaczącą błahostką, w rzeczywistości jest to maleńki kamyczek, który może wywołać ogromną lawinę, niekorzystną i niebezpieczną dla większości. Niestety, takie działanie jest korzystne dla jednej osoby: tej, która w ten sposób postępuje. Co gorsza, sprzyja jej wszystko: Chińczyk, który szybko wyprodukuje i tanio sprzeda, klient, który kupi z pocałowaniem ręki i poleci kolejnym 10 klientom, państwo, które zezwala na prowadzenie działalności nierejestrowanej. I tylko ci wszyscy uczciwi i pracowici wychodzą na głupków...

Miało być jednak o wspomnianym tekście. Będzie krótko, bo i tak już się niesamowicie rozpisałam. 

"W przypadku wykrojników, które tu pokazuję nie okradłam polskich sprzedawców z ich ogromnych zysków" - FAŁSZ. Jak wykazałam powyżej, autorka przyczyniła się pośrednio do pozbawienia polskich sprzedawców i producentów zysków. Nie mnie oceniać, czy zyski te byłyby "ogromne", gdyby nie chińska nieuczciwa konkurencja, ale daleka jestem od wiary w to, że prowadzenie sklepu scrapbookingowego może przynosić kokosy (widziałam samochody, którymi jeżdżą właścicielki sklepów oraz miałam okazję widzieć domy/mieszkania niektórych z nich i uwierzcie, nie są to limuzyny i wille...);

"Polka niebieska, Chinka nieco mniejsza, subtelniejsza. Główka proporcjonalna, do tułowia pasująca..." - można to uznać za neutralny komentarz, subiektywną ocenę jakości i estetyki obu wykrojników... do czasu, gdy nie dotrzemy do komentarzy i wyjaśnień autorki, która sama sobie zaprzecza, uważa bowiem, że nie reklamuje chińskiego produktu. Jak zatem nazwać porównanie dwóch niemal identycznych produktów, porównanie, które zawiera uwagi, iż ten chiński jest subtelniejszy, bardziej proporcjonalny, a do tego tańszy i wycina równie dobrze? A no i jeszcze ma dłuższą szyjkę, co ułatwia połączenie głowy z tułowiem. Jak? Jak można opisać podróbę w samych superlatywach, a potem wypierać się, że to nie krytyka oryginalnego produktu...?

"Reasumując... ani nie zachęcam, ani nie zniechęcam do kupowania tu i tam. Każdy decyduje sam. Ale przyznacie, że nasi rodacy generują sobie ogromne zyski naszym kosztem" - gdzie? Niech mi ktoś wytłumaczy, gdzie w treści padły informacje, pozwalające stwierdzić, iż: 
- rodacy generują ogromne zyski,
- robią to kosztem klienta
???
Albo uległam jakiemuś nagłemu pogorszeniu wzroku, albo martwica mózgu mnie dopada, ale analizuję tę "recenzję" wszerz i wzdłuż i nie potrafię znaleźć. Moooooże czytając między wierszami, na siłę doszukałabym się sugestii, że skoro Chińczyk potrafi wyprodukować za kilka złotych, to dlaczego Polak sprzedaje po kilkadziesiąt. Szybko jednak biorę pod uwagę koszty projektu, koszty produkcji, koszty transportu, cło, ZUS, podatek dochodowy, materiały dla Design Teamu, marketing - i jakoś tak czy siak, wnioski te nie sklejają mi się w logiczną całość. 

***
Wiecie jednak, co w tym wszystkim jest najgorsze i najsmutniejsze? Pod taką "recenzją porównawczą" mogą wypowiedzieć się dziesiątki rękodzielników. Tych uczciwych, świadomych. A ci, którzy nie chcą, i tak nie przyjmą do wiadomości rozsądnej argumentacji. A później jedna z drugą wejdą na ten blog, przeczytają wpis, komentarzy nawet nie omiotą spojrzeniem i pójdą kupić do Chińczyka. Bo taniej, szybciej, ładniej i równie dobrze. Narasta we mnie bunt.

Nie rób drugiemu, co Tobie niemiłe

To powiedzenie nie znajduje odzwierciedlenia, a przynajmniej nie znajduje go w świecie polskiego scrapbookingu. Wyobraźcie sobie sytuację, w...